Kwestionując zastane wartości Hipisi w opozycji do nich ustanowili własną hierarchię. Na jej szczycie znalazły się: ja – sam i inny człowiek, przyroda i zwierzęta, świadome przeżywanie, jednym słowem istnienie przeciwstawione jałowemu „wyścigowi szczurów” i rytmowi życia „produkcja – konsumpcja”[1]
Etos hipisowski to przede wszystkim: ” (…) wolność, miłość, indywidualizm, autokreacja, wspólnota”.[2]
Wolność.
Hipisowska wolność to próba życia poza systemem, życia nieograniczonego żadnymi barierami narzuconymi przez powszechnie uznaną tradycję oraz systemy: społeczny i kulturowy. Życie w taki sposób, jakby państwo korporacyjne już w tym momencie nie istniało i zostało zastąpione jakąś inna formą wspólnoty. W społeczeństwie, które zniewalało erotykę oni propagowali nowe wzory zachowań seksualnych. (tzw. wolną miłość), odrzucali tradycyjny model rodziny – w jego miejsce proponując wieloosobową komunę.
Podkreślano uniezależnienie się od systemu chociażby poprzez unikanie instytucji takich jak: wojsko, szkoła, praca. Głosili: ” Unikaj kontaktu z instytucjami państwowymi, jeśli możesz, jeśli trzeba nie daj się im wciągnąć. Słuchaj muzyki, tańcz, śmiej się , staraj się zrozumieć przyrodę, pomagaj innym, pracuj dla innych, jeśli potrafisz nawiązuj kontakty z całym światem, żyj pełnia życia w każdej chwili, ciesz się każdą spotkana osobą i samym sobą.[3]
Pierwszym krokiem ku wyzwoleniu jednostki miało być pozbycie się roli społecznej, jaką należało pełnić w zależności od płci, wieku, zawodu.
Powszechnie lansowano ideę „odpadania” („drop out”), przeciwstawiając ja „wyścigowi szczurów”. Realizowano to w różnoraki sposób, jednym z nich miała być beatnikowska wizja „życia w drodze”, nieprzerwana wędrówka, która była doskonałym sposobem unikania poboru do wojska.
Miłość.
Miłość to idea pacyfizmu, wyrażająca się w postawie antymilitarnej, ekologii i wegetarianizmie.
Przyroda.
Właśnie przyroda miała dla nich zasadnicze znaczenie – lasy, góry, plaże, łąki to miejsca, gdzie poszukiwali swej tożsamości.
„Las jest tym, skąd się wywodzą, tam najbardziej czują się sobą, to jest odnowa (…) słona woda jest solą ich krwi, a wolność morza jest ich wolnością” – stwierdza Ch. Reich w Zieleni się Ameryka.[4]
Na łonie natury odpoczywali od rzeczywistości starając się, aby w jak najmniejszym stopniu zakłócić życie miejsca, w którym przebywali.
Po ich pobycie nie pozostawały sterty śmieci, a błoga cisza, której tak pragnęli nie była zakłócana była warkotem silnika motocykla czy motorówki. Starali się wtopić w naturę, nawet ich ubiór podkreślał ich pokrewieństwo z naturą – szczególnie jego kolorystyka: zieleń, brąz, błękit są to kolory Ziemi, które dają wrażenie wtopienia się w otoczenie.[5]
Indywidualizm.
Kolejną składową ich etosu był indywidualizm. Zakładali oni, iż każdy człowiek jest
inny i każdy ma, niezbywalne ludzkie, prawo do decydowania samodzielnie o kierunku swego życia.
Wspólnotowość.
Opierała się ona na założeniu poszanowania odmienności każdego człowieka, jaki i bycia razem. Ten typ międzyludzkich kontaktów określali mianem: „Be – in”, który był unikalnym sposobem manifestowania wspólnoty – taki rodzaj spotkań bez animatorów. Nikt niczym nie kieruje w jakimś ściśle określonym celu. „Be – in” to tworzenie odpowiedniej atmosfery, to kilka godzin bycia razem. [6]
„Razem oznacza stosunki między ludźmi, którzy uważają się za członków tego samego gatunku, związani są ze sobą i z całą przyrodą istniejącym stanem rzeczy. Ludzie są „razem”, gdy przeżywają te same sprawy w ten sam sposób. Nie muszą się kochać, nie muszą być nawet przyjaciółmi, aby być razem, nie muszą nic dawać sobie nawzajem, ani materialnie, ani emocjonalnie. Wielki tłum może być razem w marszu pokoju czy na festiwalu rocka” – pisze Ch. Reich.[7]
Swa teorię wspólnotowości podpierali twierdzeniem, jakoby tradycyjne wspólnoty zostały zniszczone przez system i zastąpione tzw. „osobowościami zastępczymi”, czyli strukturą potrzeb, pragnień i gustów, którymi można łatwo manipulować, a która jest tak charakterystyczna dla jednostek pozbawionych ideologii sukcesu.
Człowiek w nieustannym poszukiwaniu i zaspokajaniu potrzeby prywatności, staje się coraz bardziej wyalienowany i samotny.
Za podstawę tego stanu uznali tzw. „wyścig szczurów”. Do odbudowania dawnych ideałów sięgnęli do wspólnotowych tradycji Indian, Murzynów, Mormonów, Shakersów, a także do przykładów wewnątrzchrześcijańskich i orientalnych.[8]
Jednostki przy zachowaniu własnej tożsamości i indywidualności. spotykają się, aby dzielić jakieś uczucia, przeżycia – budując tym samym wspólnotowość danej grupy, w pewnym miejscu i czasie. Sprzyjają temu organizowane dyskusje polityczne, wspólne podróże, posiłki, demonstracje, okupacje, tworzenie muzyki czy studiowanie poezji.
Zakładali, że: ” (…) gdy ludzie są rzeczywiście „razem”, ich motywacja i siły twórcze rozwijają się, przekraczając daleko sumę tego, czego mogliby dokonać jako jednostki”.[9]
Jednym słowem wspólnoty miały pomagać odnajdować samego siebie.
Komuny.
Były one jeszcze jednym, praktycznym, i niezmiernie istotnym aspektem wspólnotowości gdzie nieangażowanie mieszało się z poczuciem silnej wspólnoty, nawet w posiadały tymczasowy charakter. Komuny dzieliły się na: małe i duże, zlokalizowane na wsiach i w miastach, trwałe lub tymczasowe, aktywistyczne i „ucieczkowe”, osiadłe i wędrowne. Poza tym można mówić o komunach stricte muzycznych, politycznych, uniwersyteckich, antyrasistowskich, antywojennych, chrześcijańskich czy orientalnych.[10]
Pierwsze komuny pojawiły się w latach 1964 – 65, lecz rok 1966 przyniósł znaczny wzrost popularności tej formy życia codziennego. Największa i najsłynniejsza została założona w 1967 roku w dzielnicy San Francisco – Haight Ashbury. Zajęto tam stare domy i komuna zaczęła się rozrastać, początkowo oparta była na wspólnocie narkotycznych doznań i poczucia zagrożenia, realizując także wartości pozytywne takie jak: solidarność, równość, tolerancję.
Komuna przyciągała artystów i intelektualistów np. A. Ginsberga, T. Leary’ego.[11] Hipisi nazwali się ” Nowym narodem” i ogłosili opanowanie świata przez ich nową kulturę.
Do „Wolnej Komuny San Francisco” – jak ją czasami nazywali – pod koniec 1967 roku masowo zaczęły napływać grupy młodzieży, doprowadziło to do pogorszenia się życia społeczności – odeszli Diggersi, a sami hipisi nie mięli dość doświadczenia w rozwiązywaniu problemów tak dużej zbiorowości ludzkiej. Ponadto – jak twierdzi David Smith, kierownik kliniki dla narkomanów w dzielnicy Haight Ashbury: (…) wielu młodych ludzi, którzy tam przybyli było zaburzonych psychicznie, inni byli naiwni i nie rozumieli stylu życia, doktórego się przyłączyli”.[12]
Istotnie, do komuny, w szczytowym okresie jej popularności, wraz z tłumem Hipisów, przybyli również zwyczajni narkomani, przestępcy, włóczędzy. Chociaż narkotyki były integralnym elementem kultury „Dzieci – kwiatów”, D. Smith zauważa; (…) rozwinęło się rozpowszechnione przekonanie, że LSD i „rozszerzona świadomość” wprowadza człowieka w to, co określano jako: „Kontrkultura” (…) Zaczęli oni eksperymentować z najróżniejszymi narkotykami zażywając LSD zupełnie bez rozeznania. Jeszcze bardziej destrukcyjne było to, że zaczęli oni w coraz większym stopniu wciągać się w narkotyki o większym stopniu szkodliwości, a zwłaszcza amfetaminę”.[13]
Narkotyki przyczyniły się do degradacji życia komuny i jej ostatecznego rozwiązania. Cytowany już wcześniej – naoczny świadek tych zdarzeń – D. Smith relacjonuje: ” (…) Gdy Haihgt Ashbury stało się „dzielnicą przyspieszaczy” dokonywało się w niej mnóstwo gwałtów i aktów przemocy. Prawdziwe i spokojne „Dzieci – kwiaty” opuściły ją, pozostawiając bardziej destrukcyjne jednostki. Nazwę dzielnicy zamieniono na „Hashbury” („Haszyszów”)”.[14]
Strój.
Ubiór tej grupy, w przeciwieństwie do drogich ubrań starszego pokolenia, które narzucały w sferze obyczajowej pewien przymus, pozwalały na robienie dokładnie tego, na co akurat miało się ochotę. Można było jeździć na rowerze, tańczyć, albo siedzieć, można w nim było też spać, można było nosić na wszelkie okazję.
Poprzez strój pragnęli wyrazić pogląd, iż: ” (…) każda jednostka może wykonywać, wiele różnych czynności w ciągu jednego dnia, nie odgrywa tylko jednej roli, każda jednostka zmienia się i ma nieograniczone możliwości w tym możliwości nowe i spontaniczne”.[15]
Jednym z odzieżowych symboli ruchu „Dzieci – kwiatów” były dżinsowe spodnie – dzwony, które – w przeciwieństwie do garniturów stanowiących uniformy – podkreślały tezę o niepowtarzalności każdej jednostki, gdyż dżinsy: ” (…) przywołują świadomość naszego ciała nie jako czegoś odrębnego, lecz jako części całej jednostki”.[16]
Muzyka.
Jednym z głównych środków ekspresji nowych wartości, idei, stylu życia była właśnie muzyka, która ze względu na brak powszechnie uznanych dziedzin sztuki ruchu kontestacji, przejęła ich funkcję. Nowa muzyka wywodziła się w prostej linii od: Bluesa, Rocka’n’Rolla i muzyki ludowej. Na ich bazie stworzono coś nowego i niepowtarzalnego, dodając elementy indyjskich ragas, jazzu, a nawet gregoriańskich psalmów.. Jej istota było bogactwo form, dominacja chwili teraźniejszej i stała zmienność – tak oto narodził się „Rock”, oręż kontestatorów do walki ze złym światem. Ten nowo powstały gatunek muzyczny, porzucając dotychczasowy, komercyjny charakter muzyki, wyszedł do ludzi, miał to być początek ich wielkiego zjednoczenia.
Muzyka stanowiła element rewolucji młodych. Potwierdzają to słowa Micka Jaggera z „Rolling Stones”: ” (…) Wierzę mocno, że muzyka może wywołać rewolucję (…) bardzo pragnął bym tego”.[17]
Wypływała ona z autentycznej potrzeby stworzenia czegoś, co będzie należało tylko do jej twórców, stworzenia czegoś poza oficjalnym, komercyjnym biznesem muzycznym, któremu wydawało się, że najlepiej wie czego potrzebują ludzie.
Do najważniejszych wykonawców możemy zaliczyć: Boba Dylana, Joe Cockera, Leonarda Cohena, Joan Baez, Janis Joplin, Jimmy Hendrixa, „Jefferson Airplane”, „Notesfrom Underground”, ” Loading Zone”, „Stepenwolf”, „Grateful Death”, „The Who”, „Fish”, „Mothers of Invention”, „Procol Harum”, „Rolling Stones”.
Jesteśmy muzyką, którą gramy (…) Muzyka jest naszą filozofią, religią, mową, bronią i polityką” – twierdzili kontrkulturowi muzycy.[18]
I rzeczywiście, każdy z poszczególnych twórców tego okresu, solistów i zespołów, pragnął przybrać własny styl. Często było to życie w komunie – w ten sposób realizowana przez nich kultura, rozciągała się na ich codzienne życie. Często bywało też tak, że byli jednocześnie członkami różnych organizacji, jak chociażby J. Hendrix, który należał do „Czarnych Panter”.[19]
Postęp w dziedzinie elektroniki pozwolił na konstruowanie i stopniowe ulepszanie instrumentów elektrycznych i elektronicznych wzmacniaczy, za które bardzo chętnie chwyciła buntująca się młodzież.
Elektryczne gitary pozwoliły na uzyskanie, nie możliwych dotychczas, dźwięków –wysokich i przenikliwych, a dzięki wzmacniaczom muzyka stała się bardziej głośna (często sprawiała wrażenie, jakby przenikała słuchacza do szpiku kości), co pozwalało najlepszy, bardziej aktywny sposób odbierania muzyki i jej przeżywania.
Także kontakt pomiędzy muzykami a publicznością uległ zmianie. W myśl słynnej, hipisowskiej zasady: „Każdy artystą” – duża część młodych ludzi postanowiła sama sięgnąć po instrumenty, często tworząc własne zespoły, biorące aktywny udział w tworzeniu własnej kultury.
W ten sposób tworzenie muzyki nie było czymś elitarnym, lecz stanowiło – powtarzając za Ch. Reichem: ” (…) prawdziwa kulturę ludową, ponieważ nie jest narzucone ludziom, lecz zostało przez nich stworzone”. [20]
Ponadto muzyka często łączyła się z innymi rodzajami sztuki w jedność, idealnie komponując się z otoczeniem. Nowością były pokazy świateł towarzyszące koncertom, w salach ludzie nie siedzieli, lecz tańczyli.. Występy odbywały się też na powietrzu, wśród przyrody, która tworzyła odpowiednie tło.[21]
Buntownicza muzyka, znana z wcześniejszej, pozornie prostej formy, z biegiem czasu jeszcze bardziej się skomplikowała. Jej struktura rytmów, barw, dźwięków stała się tak skomplikowana, że w porównaniu do niej świat klasycznych kompozytorów: ” (…) wydaje się światem prostych prawd, bezpośrednich uczuć i ustalonych, trwałych stosunków międzyludzkich”.[22]
To spowodowało, że wkroczyła ona do innych form muzyki, wnosząc swój energetyzujący potencjał, lecz pomimo niego była ona tylko nośnikiem przekazu, wartości pokolenia – jak nazwał ich autor książki „Zieleni się Ameryka” – „Świadomości III”.[23]
Stanowiła ona istotny składnik nowej kultury, lecz nie najważniejszy, bo o ile muzyka wstrząsa całym ciałem słuchacza, to właśnie słowa docierają do umysłu słuchacza i jego serca.
W tamtych czasach to właśnie poezja piosenek, niesiona za pomocą subtelnych dźwięków akustycznej gitary lub głośnych, dynamicznych i w dodatku wzmocnionych dźwięków gitary elektrycznej, stanowiła esencję kontrkultury.
Nowa muzyka (rozpatrywana jako połączenie dźwięku i słowa) potrafiła – lepiej niż jakiekolwiek inne media – opisywać otaczającą rzeczywistość, wyrażać ludzkie uczucia, często te płynące prosto z wnętrza duszy.
Tematami piosenek była: miłość, przyjaźń, braterstwo, sprawiedliwość, ale też wydarzenia w Chicago, gdzie 30 osób zostało zabitych w trakcie zamieszek. Joan Baez – przy akompaniamencie akustycznej gitary – wyrażała, wspólne całemu pokoleniu hipisów, antywojenne nastroje, śpiewała o swoim mężu i sytuacjach w więzieniu. M. Jagger z zespołem ” Rolling Stones” śpiewał: “I can get no satysfaction” – o nie możności osiągnięcia satysfakcji ze swego życia, kontrolowanego przez innych.
Opiewano narkotyki, zwracano uwagę na alienację jednostki, śpiewane, tak charakterystyczne dla tamtych czasów „protest songi” – przeciwko wojnie w Wietnamie, przeciwko społeczeństwu konsumpcji, przeciwko rasizmowi i kłamstwu. Ośmieszano ideały tzw. „redneck’ów” (mieszczuchów lat 60 – tych), których życiowym credo było to, aby mieć więcej, więcej i jeszcze mercedesa i kolorowy telewizor – jak to zrobiła J. Joplin.
Ich autorzy potrafili w doskonały sposób dotrzeć do sedna problemów trawiących społeczeństwo konsumpcyjne Ameryki lat 60 – tych, potrafili wystąpić z jego daleko idącą krytyką, tak jak zespół „Byrds” w swojej piosence p. t.: „Drawft Morning” („Poranek przed poborem”) czy grupa „The Who” w utworze „Tommy”, jednocześnie wyrażając, wspólną całemu nowemu pokoleniu, ich tęsknotę i aspirację – „I Feel Free” („Czuję się wolny”) autorstwa „Cream”.[24]
Do propagowania nowej świadomości, innej kultury i piętnowania niedomagań systemu wykorzystywano każdą nadającą się okazję.
Grano bezpośrednio na ulicy, grano dla małej grupy przyjaciół, lecz najlepsze ku temu okazję stwarzały koncerty i muzyczne zloty, które stanowiły w dodatku swoistą, spontaniczną afirmację kontestacyjnego stylu życia.
[1] A. Jawłowska, Drogi kontrkultury, Warszawa 1975, PiW, s. 151.
[2] M. Filipiak, Od subkultury do kultury alternatywnej, Lublin 1999, “UMCS”, s. 46.
38 Ch. Reich Zieleni się Ameryka, Warszawa 1976, “Książka i Wiedza”, s. 376.
[5]Ch. Reich Zieleni się …, op. cit., s. 260.
[6] S. Tokarski Orient i …, op. cit., s. 22.
[7] Ch. Reich Zieleni się …, op. cit., s. 378.
[8] S. Tokarski Orient i…, s. 27.
[9] Ch. Reich Zieleni się…, op. cit., s. 277.
[10] S. Tokarski, Orient i…, op. cit., s. 26.
[11] A. Jawłowska, Drogi…, op. cit., s. 153.
[12] P. Zimbardo, Psychologia i …, op. cit., s. 284 – 285.
[13] Tamże, s. 284 – 285.
[14] Ch. Reich, Zieleni się …, op. cit , s. 284 – 285.
[15] Tamże, s. 260.
52 A. Jawłowska,, Drogi…, op. cit., s. 211.
[16] S. Tokarski, Orient i …, op. cit., s. 31.
54 A. Jawłowska, Drogi ..., op. cit., s. 213.
[20] Ch. Reich, Zieleni się …, op. cit., s. 272.
[21] Tamże, s. 270.
[22] Tamże, s. 271.
[24] Ch. Reich, Zieleni się …, op. cit., 273.